Magia not degustacyjnych

Magia not degustacyjnych

Coraz częściej w świecie whisky napotykamy butelki czy to blendu czy single malt ze wskazówkami na etykiecie, lub na broszurce zawieszonej na szyjce, jak ona smakuje. Opis ten zazwyczaj podawany jest w formie „tasting notes”- not degustacyjnych, które sugerują kupującemu, że doświadczy on niezwykłych aromatów i smaków w trakcie delektowania się nią, a które dość rzadko niosą jakiekolwiek podobieństwo do tego, czym jest whisky. Warto uzmysłowić sobie, że opisy te to nic innego, jak pewien trend, moda, podchwycona przez działy marketingu, a skoro coś jest modne, trzeba to w odpowiedniej formie podać. W rzeczywistości, efektem tego zabiegu jest dezorientacja w głowach konsumentów i jeszcze większa mglistość na temat tego, czego powinni oni szukać w butelce whisky. Jest z pewnością wielu ludzi, którzy szczerze chcą nauczać o whisky, jednak wstawianie durnych opisów na jej temat nie jest metodą prowadzącą do oświecenia. Opisy takie mogą być użyteczne, ale tylko wtedy, kiedy konsument potrafi je interpretować ze zrozumieniem, z odrobiną cynizmu i zdolnością odseparowania prawdy od reklamy. Nasz odzew na reklamę zależy w dużej mierze od wiedzy na temat produktu. Jeśli wiedza na temat whisky jest niewielka, konsument może być mocno rozczarowany notami, wg których zasiadając nad kieliszkiem, powinien zdecydowanie wyczuć aromat pomarańczy unoszący się nad łąką usianą kwiatem konwalii. Nie przyjdzie mu też do głowy, że drogi zakup na lotnisku to w rzeczywistości wątpliwej jakości whisky, napełniona z kiepskiej jakości, przepracowanej beczki, która pozostawała zbyt długo w magazynie.

Zatem zanim rozpoczniemy naszą poetycką twórczość na jej temat, warto zagłębić się w historię, ponieważ wszystko ma swoje korzenie i aby wiedzieć gdzie jesteśmy, warto wiedzieć skąd przybyliśmy. Dżentelmen ery Wiktoriańskiej pił whisky, gdyż kojarzyła się ona z kiltem, tartanem i mistycznym regionem Highland. Następnie przebyła ona ocean na barkach brytyjskiego imperium. Nieco później robiła karierę za oceanem, kiedy z powodu prohibicji stała się jeszcze bardziej pożądana. Nikt wtedy z osób ją sprzedających nie miał ambicji wspominać, jak ona smakuje. Pito ją dla pewnej formy satysfakcji czy gratyfikacji. Dopiero w latach 90’ producenci poczuli taką potrzebę, choć jak wspomniałem wcześniej, większość opisów whisky raczej burzy sam jej rytuał niż jest w jakikolwiek sposób pomocna. Większość z nich opisywana jest bowiem wg niemal identycznego schematu.

Sama idea, że whisky powinna smakować wybornie wypłynęła na fali rewolucji single malt, która rozpoczęła się w latach 60’ i nabrała tempa w latach 80’. Do lat 60’ nie pito nic innego jak whisky blendowaną, może z wyjątkiem kilku osób, które wiedziały gdzie zdobyć malt whisky. Moda na single malt nakręcana była przez samych konsumentów: ktoś kto spróbował tej odmiany opowiedział o niej swoim znajomym, poczęstował ich, powiększając tym samym krąg miłośników unikatowego smaku, jakże odmiennego od tego, czego doświadczali dotychczas. Pierwsze próby działów marketingowych z lat 80’zawiodły, gdyż próbowano sprzedać single malt takimi samymi metodami jak dotychczas whisky mieszaną, z koła nigdy nie zrobimy kwadratu.

Pierwsze próby w miarę obiektywnego opisania smaku whisky pojawiły się w 1979 roku, wraz z powstaniem centrum badawczego „Pentlands Scotch Whisky Research Centre. Zastosowano tu metodologię znaną już od 1824 w branży winiarskiej, kiedy to szkocki naukowiec Alexander Henderson napisał „The history of ancient and modern Wines”.

Następnie w roku 1983 Phillip Hills wraz z przyjaciółmi założył Scotch Malt Whisky Society, organizację, która kupowała beczki z whisky, butelkowała ich zawartość i sprzedawała na podstawie zamówień wysyłanych pocztą członkom organizacji. Założyciele szukali sposobu na przekazanie na odległość potencjalnym klientom, jak smakuje zamówiona przez nich butelka z whisky. Posłużyła im do tego terminologia winiarska, dopasowana odpowiednio do mocnego alkoholu jakim jest whisky.

Może nie zawsze pisana na poważnie, może czasami zbyt poetycka, ale z pewnością oddająca w sposób metaforyczny charakter trunku, pracująca obrazami, pobudzająca wyobraźnię. Minęło wiele lat, zanim destylarnie uzmysłowiły sobie siłę takiego przekazu i postanowiły podążyć tym samym torem. Jednak trzeba znać dobrze branżę whisky, aby zrozumieć, że noty tastingowe pisane są w celu nakręcenia sprzedaży i nie zawsze odzwierciedlają prawdę ukrytą w butelce.

Branża to jedna strona medalu, po drugiej Internet pełen opisów, często podkradanych na zasadzie „kopiuj – wklej”. Skoro większość z nich opisuje whisky jako słodką, owocową, skoro większość oceniana jest w skali 0-100 na 80+ punktów, to możemy odnieść wrażenie że większość z nich smakuje tak samo. A nie smakuje. Co więcej, każda ocena whisky, nawet napisana przez największego „guru” jest tylko i wyłącznie jego subiektywną oceną. Skoro subiektywną, innymi słowy stronniczą, zależną od podmiotu opisującego, to niewiele nam ona mówi. Zakończę temat prostym przykładem: whisky Floki z destylarni Eimverk w Islandii. Dla wielu wytrawnych znawców whisky jej jakość pozostawiała wiele do życzenia, choć dziwnym trafem jako pierwsza zniknęła z półek sklepu festiwalowego WLW. Zakładam, że jej nabywcy nie byli zmuszani do zakupu, kierowali się własnym sumieniem, a mimo to można by ją nazwać bestsellerem festiwalowym. To dobrze, że się różnimy, że mamy odmienne gusta, że każdemu z nas smakuje co innego. Tylko w ten sposób destylarnie na całym świecie rosną jak grzyby po deszczu a ich produkty jednych cieszą, drugich nie. Nie ma tu miejsca na obiektywizm czy uniwersalizm, każdy z nas poszukuje w whisky innych wrażeń i każdy ma swoją rację. Tym optymistycznym akcentem, w tak pięknych okolicznościach przyrody pozdrawiam wszystkich miłośników whisky.


Dodaj komentarz