Wiekowa tradycja o aromatach Świąt – Glenfarclas
Nic nie zapowiadało kultu jednostki, uznania jakim cieszy się obecnie whisky Glenfarclas, kiedy w 1836 roku założyciel destylarni Robert Hay wykupił licencję na destylację w miejscowości Ballindaloch region Speyside. Nic też nie wskazywało na świetlaną jej przyszłość w roku 1865, kiedy po śmierci właściciela destylarnię zakupił John Grant za sumę niecałych 512 funtów. Co więcej, znając historię wielu innych destylarni, nikt nie postawiłby funta na zakład, że po upływie ponad 150 lat, Glenfarclas będzie nadal produkował whisky, pozostając od sześciu pokoleń w rękach tej samej rodziny, a co najważniejsze : że whisky będzie najwyższej jakości.
Tak niewiele destylarni może poszczycić się dziś niezależnością, większość od dawna jest własnością międzynarodowych koncernów, które w sposób znacząco odmienny patrzą na swój finalny produkt, głównie poprzez pryzmat wyników finansowych na koniec roku.
W Glenfarclas wszystko zdaje się być dużo prostsze. Firmą zawiaduje jeszcze piąte pokolenie rodziny w osobie Johna Granta, będącego prezesem oraz jego syna Georga Granta, będącego dyrektorem sprzedaży.
Stanowcze i niezmienne od początku podejście do polityki maturacji jedynie w beczkach ex Sherry pomaga produkować whisky bogatą, zdolną do niezwykle długiego dojrzewania, którego proces wspomagany jest przez wyjątkowo niskie, roczne odparowywanie destylatu.
Za średnią w Szkocji przyjmuje się ok. 2% tzw. Angel’s Share, podczas gdy Glenfarclas traci rocznie niewiele ponad 0,5%. Wg niektórych stoi za tym specyficzny, chłodny mikroklimat, jednak nawet George Grant nie zgadza się z takim wyjaśnieniem.
Wszystkie magazyny destylarni to tzw. dunnage warehouse, tradycyjne, wykonane z kamienia , z klepiskiem zamiast betonowej wylewki, które same w sobie tworzą pewien mikroklimat. To nie pogoda na zewnątrz, tylko warunki panujące w zimnych, wilgotnych pomieszczeniach sprawiają kłopot aniołom, dość mocno ograniczając odparowywanie destylatu z beczek.
Obecnie Glenfarclas posiada 34 magazyny typu dunnage, na odbiór służb celnych czekają gotowe już kolejne cztery. Łącznie w 38 magazynach spoczywać będzie 75 tysięcy beczek po Sherry wypełnionych destylatem.
Pozostawanie od sześciu pokoleń w rękach rodziny pozwala destylarni na zachowanie ciągłości i spójności procesu produkcji, czego odzwierciedleniem jest tworzenie whisky na wciąż niezmienny, tradycyjny sposób. Glenfarclas przeżył 22 recesje, które dopadły branżę. W latach 80-tych, kiedy destylarnie ograniczały/wstrzymywały produkcję , a wiele zostało zamkniętych, Glenfarclas ją zwiększył. Gdy nastąpiła poprawa sytuacji ekonomicznej, destylarnia miała wystarczająco dużo whisky do sprzedaży. Zawsze produkowano tyle, na ile było ich stać, nigdy na swą działalność nie pożyczano pieniędzy.
Stosunkowo niewielki procent whisky , sprzedawanej firmom blendującym, w stosunku do tej butelkowanej jako single malt miał również pozytywny wpływ na duże ilości dojrzałego destylatu spoczywającego w magazynie.
Awersja do firm niezależnych i zakaz umieszczania nazwy destylarni na ich produktach także wspomogła utrzymanie silnej tożsamości marki.
Czemu akurat awersja do firm niezależnych… powód wydaje się być dość oczywisty. Glenfarclas nie sprzedaje beczek z dojrzałym destylatem, jedynie „ New Make” , czysty destylat prosto po destylacji. Stosując samemu restrykcyjną politykę beczkową i nie mając kontroli nad tym, w jakiej jakości beczkach jego destylat będą przechowywać firmy niezależne, decyzja taka wydaje się być jedyną słuszną.
Wszystkie beczki po Sherry, w których spoczywa Glenfarclas pochodzą z jednej, niezmiennej od lat hiszpańskiej bodegi Miguela Martina. Wszystkie to Sherry butt lub hogshead wykonane z europejskiego dębu.
Wg zapewnień właścicieli, do butelkowania wersji standardowych , tzw core range używa się w odpowiednich proporcjach beczek 1st i 2nd fill.
Jednak tradycja wcale nie oznacza braku innowacyjności. Warto tu wspomnieć zarówno o wersji Glenfarclas 105, butelkowanego z mocą 60% od 1968 roku, można zatem przyjąć, że destylarnia była pionierem we wprowadzeniu na rynek wersji „ cask strength”, jak i rodziny Family Cask, czyli krótkich, limitowanych edycji, pochodzących z jednej beczki tzw, single cask, które pojawiły się na rynku w 2007 roku.
Glenfarclas posiada najszerszą, najbogatszą ofertę takich Vintages, łącznie z destylatem pochodzącymn z 1954 roku, chociaż ostanie lata ogromnego boom’u na whisky sprawiły, że kilka roczników ( 1957 czy 1984) skończyło się bezpowrotnie.
Wieloletnia wiara i przeświadczenie w słuszność swojej polityki, czyli sprzedaży własnych single malt , zamiast oferowania destylatu firmom blendującym z pewnością się opłacała i odpłaca teraz z nawiązką za te odważne decyzje sprzed lat.
Jak zatem smakuje Glenfarclas :
Przyjrzyjmy się na początek wersji 105, która mimo swej mocy jest słodka, pikantna, bogata i w pełni ukazuje charakter destylarni . Jej aromaty z pewnością przywołają magię Świąt, z suszoną śliwką , piernikiem, daktylami, skórką pomarańczową i poranną espresso.
Nazwa 105 nawiązuje do brytyjskiego systemu określania mocy alkoholu „proof”, będącego wynikiem przemnożenia faktycznych procentów przez ułamek 7/4. Obecnie określilibyśmy to jako 120 proof, chociaż teraźniejszy system jest z pewnością łatwiejszy niż podpalanie nasyconego destylatem prochu strzelniczego.
Zerknijmy jeszcze na wersje 15 yo, która jest ulubioną whisky samego Georga Granta. Nie wiem czy sugerował się tą oceną Jim Murray, autor „Whisky Bible”, kiedy ocenił ją w swojej książce na 95 punktów.
Whisky ma min 15 lat, chociaż według zapewnień George, uszlachetniona jest dużo starszymi destylatami.
Pachnie rodzynkami, orzechem włoskim, cynamonem, ciemnymi winogronami , posiada niezwykle oleistą, maślaną konsystencję.
Moim zdaniem, Glenfarclas to jedna z najlepszych whisky na rynku pod względem stosunku cena/jakość. To także wybór „ must” dla wszystkich miłośników whisky z beczek po Sherry.
A ponieważ zbliżają się Święta, butelka tej whisky doskonale wpisze się w spektrum aromatów dochodzących ze stołu.