Już nie nowicjusz!

Już nie nowicjusz!

Mimo że Cotswolds to młoda destylarnia, pokazała już na co ją stać, zatem dosyć cackania czy obchodzenia się z nią jak z jajkiem. Zaistniała na dobre na mapie Świata. Osobiście zauważyłem w tej destylarni potencjał i dołączyłem ją do grona tych, które warto prześwietlać, analizować. Dla tych, których czytanie męczy powiem krótko: to bardzo dobra whisky, warto ją kupić.Tym, którzy oczekują więcej, dedykuję poniższy tekst.

Destylarnia postawiła na beczki STR, co rozwijając skrót oznacza Shaved, Toasted and Recharred, wykonanych z amerykańskiego dębu i używanych wcześniej do dojrzewania czerwonych win. Metodę tę opracował Dr. Jim Swan, człowiek, który jako konsultant ukształtował niejedną nowo powstałą destylarnię.

Faktem jest, że metoda STR stała się znakiem firmowym wielu nowo powstałych destylarni, ale czy można to nazwać plagiatem, małpowaniem? Wątpię, bo jeśli tak, jak skomentować niemalże 90% whisky, dojrzewającej na świecie w beczkach po bourbonie. Dla wielu z Was, wyedukowanych i dojrzałych miłośników tego trunku powinno być wiadomym, że jakość destylatu jest tak samo ważna, jak jakość beczek, w których przyjdzie whisky spędzić sporo czasu. Piękno leży w więzi, sprzężeniu, wzajemnym oddziaływaniu na siebie tych dwóch, jakże ważnych elementów. Wspaniała beczka nie sprawi cudu, jeżeli napełnimy ją gównianym „new make’m”.

Beczki STR nie są akceleratorem maturacji, cenione są jednak jako źródło dodatkowej dawki aromatów, choć ostatnimi czasy przyczyniają się one do fetyszyzacji drewna i traktowania go przez niektórych jako koncentratu owocowego, a nawet źródła uwalniającego w czasie dojrzewania solidną dawkę nektaru. Zapanowała obsesja na punkcie aromatów, którymi beczka nasyca whisky, niemalże podobna do obsesji na punkcie whiskey smakowych. A to niestety ustawia sam destylat w pozycji zwykłej wody z kranu, albo co gorsza – ginu. Celowe marketingowe działania i skróty, którymi napełniono niejedną głowę, przyczyniły się do wykreowania leniwego podejścia do przedmiotu i kompletnego zatracenia rozumienia procesów zachodzących podczas lat maturacji.

Jakże często spotykamy bezmyślne schematy myślowe: beczka po sherry – whisky przypomina aromatem suszone owoce, a po bourbonie z pewnością miód i wanilię. Kolejny: 70-80% finalnych aromatów whisky to zasługa beczki.

I właśnie wracając do fetyszyzacji, jedyne, co nas interesuje to pochodzenie beczki.
Agencje reklamowe pracujące na zlecenie destylarni, kompletnie odcięte od miejsca produkcji, dostają jedynie garstkę informacji, porównywalną z łyżeczką od herbaty, więc ruszają w świat z historią o wanilii i suszonych owocach. Wracając do tematu przewodniego, beczek STR, proces ten uaktywnia gruntownie samą beczkę, potęgując wpływ poprzedniej zawartości, czyniąc ją niemalże tak aktywną jak Virgin Oak (może trochę przesadziłem).

Cotswolds wg mnie to jedna z najlepszych niedawno powstałych destylarni, oferująca wspaniałą whisky mimo jej tak młodego wieku, a jej bogactwo aromatów może bez wstydu konkurować z niejedną dojrzałą szkocką, wielokrotnie starszą, jednak pochodzącą ze styranych, wykończonych beczek. Odnajdziemy w niej kwaskowatość żurawiny i pomarańczy, słodycz fig i rodzynek, trochę goździków, imbiru, a wszystko spowite aromatem zbóż w trakcie sianokosów.

Jeśli tak smakuje trzyletnia whisky, pozostaje pogratulować destylarni. Z biegiem lat powinno być jeszcze ciekawiej.

 


Dodaj komentarz